W festiwalu brało udział blisko 90 wystawców: restauratorów, producentów i blogerów. Uczestnicy mogli spróbować potraw z rożnych stron świata: kuchni polskiej, włoskiej, tureckiej, indyjskiej, uzbeckiej czy koreańskiej, a także zaopatrzyć się w pyszne wędliny, chleb i żurek na zakwasie, ser kozi czy oscypki.
Taki festiwal to nie lada gratka dla smakoszy kulinarnych. Miałam okazję do spróbowania wielu pyszności, zarówno tych tradycyjnych, jak i bardziej egzotycznych. Czułam się jak dziecko w sklepie z zabawkami, moje oczy błądziły w poszukiwaniu przeróżnych smaków i zapachów. Gdybym tylko dała radę skosztowałabym wszystkiego :)
W czasie festiwalu odbywały się warsztaty i pokazy na scenie, chętni mogli się dowiedzieć jak jak upiec chleb, przygotować ciasto drożdżowe czy przyrządzić pierożki razowe z rybą.
To mój pierwszy udział w tym festiwalu, ale zapewne nie ostatni. Jedzenie i ogóle wrażenie świetne, ale przyznaję, że nieco irytował mnie ogromy ścisk i tłok. Ciężko było znaleźć spokojny kącik, gdzie można było zjeść, nie będąc jednocześnie potrącanym, a do stoisk trzeba było się przepychać. Może dobrym rozwiązaniem byłoby rozłożenie festiwalu na dwa dni?